top of page

Droga do celu ... droga jako cel

Zaktualizowano: 3 lis

basen Złotów

Zastanawiałam się ostatnio nad różnymi drogami do naszych sportowych (i nie tylko) celów w życiu. Czy jest jedna droga? Czy jakaś jest właściwa? Czy chodzi o cel czy o samą drogę?


Inspiracją do tego posta byli moi zawodnicy na treningu OW (open water). Odcinek 400 m a oni rozwleczeni na całe jezioro wszerz. Zastanowiło mnie to... że każdy ostatecznie dopłynął.

I o tym to jest :-)


Sport amatorski różni się znacząco od zawodowego tym właśnie aspektem. Celem sportu zawodowego jest wynik sportowy, celem sportu amatorskiego powinna być droga i utrzymanie się jak najdłużej w aktywności fizycznej, która jak wiadomo ma szereg pozytywnych aspektów i jest koniecznością, jeśli chcemy utrzymać zdrowie.

Super pozytywnych aspektów sportu nie będę wymieniać, bo jest ich tyle, że post nie miał by końca.


Gdzieś tam jest jednak granica między zdrowiem, a momentem, kiedy sport zaczyna nas obciążać. Gdzieś jest ta granica, którą czuć zaczynamy być może za późno.


Jakie są objawy tego, że już nie jest zdrowo? Czy można je wyłapać i w porę się obudzić zanim zaczniemy iść w stronę kiedy sport przestanie nas bawić i zwyczajnie (nie z jego winy) się z nim pożegnamy?


Według mnie tak:


  1. Jak ze zdania powyżej. Przestajemy mieć z tego radość. Tak zwyczajnie. Zdanie "muszę iść na trening" z podłożem emocjonalnym pozbawionym ekscytacji. I jasne, że czasami nam się nie chce, ale jeśli stworzyliśmy sobie w głowie strażnika więziennego, nasza reakcja na nas samych de facto będzie skutkować z czasem - ucieczką z więzienia. I to jest naturalny mechanizm psychologiczny. Każdy zamknięty, choćby nawet sam się zamknął, chce uciekać.

  2. Trenowanie z chorobami, kontuzjami i mimo wszystko... Tu przekraczamy granicę zdrowia. Sport jest o ciele, a ciało gada. Ciągle gada. Słuchanie go jest w sporcie bardzo ważne. I tu znowu granica jest cienka, bo każdy trening niszczy starą strukturę po to, aby zbudować nową. Po to jest. Jeśli struktura próbuje się odbudować (a próbuje zawsze) a my nie dajemy jej czasu, zrobiliśmy krok za daleko.

  3. Wielkie plany wynikowe. Jeśli mentalnie nałożymy sobie wymóg zrobienia czegoś konkretnie w jakimś czasie nasze ciało najpewniej się zepnie. To znowu jest ten strażnik. Możemy zakładać, na podstawie danych treningowych, że coś powinno wyjść, ale jak założymy, że wyjść musi, to najpewniej nasze ciało nie dopuści nas do naszych własnych zasobów. Jak to się mówi - zrób robotę i to puść. To znowu psychologia. Ciało nie lubi "muszę", lubi "chcę".

  4. Zatracanie innych obszarów życiowych. Trenuję od 23 lat. Byłam w sporcie na poważnie i na mniej poważnie też. Byłam wszędzie- zwiedzałam. I polecam tą wycieczkę. Bo tylko ona nam powie jakie na dzisiaj to ma być. Jacy na dzisiaj my jesteśmy i co jest dla nas ważne. Sport amatorski jest trudniejszy do zarządzania- takiego dobowego. Trzeba wszystkie słupki obszarów życiowych trzymać w harmonii, a obszarów życiowych u amatora jest dużo. Trzeba umieć się logować i wylogowywać - mentalnie, emocjonalnie. To trudna sztuka. Jak sport kwitnie, a inne obszary leżą, to tylko czekać, aż system siądzie. Tu ważna jest równowaga.


JAKIE SĄ METODY I Z CZYM MOŻEMY PRACOWAĆ, ŻEBY SPORT NIE OPUŚCIŁ NASZEGO ŻYCIA I DAWAŁ NAM RADOŚĆ.


  1. Treningi bez presji, bez patrzenia na prędkości, moce, tempo- zwłaszcza w okresie p1 i podczas roztrenowania.

  2. Próbowanie w luźniejszych okresach innych dyscyplin. Sport się przeplata. Inne dyscypliny poprawią nam wyniki w naszej.

  3. Podział roku na okresy większej i mniejszej spiny. Znaczy... dyscypliny :-D

  4. Elastyczność w stosunku co do planu treningowego. Bo czasami nie ma zasobów, czasu, albo coś się rozjechało. I to jest ok :-)

  5. Decyzja czym jest dla mnie sport. I czym jest. Taka szczera- ze sobą, rozmowa. Czemu służy? Co chcę uzyskać? Dlaczego go lubię i czy mnie nie niszczy. Z pełną świadomością tego, że wszystko może niszczyć.

  6. Monitoring- taki automonitoring swoich stanów emocjonalnych. Czy mocno się frustruję jak mi coś nie wyjdzie? Jeśli trudnych emocji będzie dużo, mamy prawie pewność, że nastąpi wylogowanie :-D To biologia. Jakbyśmy zobaczyli tu wagę, gdzie na jednej szalce jest trud i ból, a na drugiej radość, ekspansja, satysfakcja (a wszystko taką wagę ma), to jak szalka "ból i trud" przeważy szalkę "radość i satysfakcja" możemy być pewni, że się wylogujemy.

  7. Wyciąganie wniosków z pozornych porażek. Dlaczego pozornych? Bo porażki nie istnieją tak naprawdę, a wszystko czegoś nas uczy. Z takim podejściem, możemy w życiu nawet się tymi porażkami bawić. Nie ma w życiu sytuacji która w 100% jest porażką. Zapisanie na kartce tego, co wyciągam z doświadczenia dobrego, a co mi nie wyszło i następnym razem to poprawię sprawia, że chętnie odchodzimy od perfekcjonizmu i stajemy do kolejnych wyzwań. Strach przed porażką, to droga do frustracji i do nie robienia niczego.

  8. Zamiana "muszę" na "chcę". Czasami potrzeba modyfikacji. I zróbmy ją. Jak 7 dni w tygodniu to dla nas za dużo, zmieńmy na 5. Sport jest dla nas, a nie my dla sportu. Plany można modyfikować, zmieniać, ustalać. Pewne dystanse wymagają pewnego zaangażowania - to oczywiste, ale na wszystko potrzebujemy zasobów. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jednego roku zmienić dystans IM, na przykład na sprinty. Będzie nowa przygoda, nowe bodźce, inne środki treningowe, będzie ciekawie i poznamy inny wymiar tego naszego triathlonu. Dlaczego nie? A może się okazać, że to pasuje nam bardziej... Kto wie. Jak nie spróbujemy, nie będziemy wiedzieć :-)

Triathlon

Z mojego doświadczenia wynika, że nie brakuje nam zaangażowania, systematyczności, chęci czy hartu ducha. Czasami brakuje nam po prostu luzu i cenienia się za to, że w ogóle to robimy.


Biologia ma swój rytm. Przyśpieszanie go nie jest dobrym pomysłem, z uwagi na to, że zwyczajnie nie da się tego zrobić. Każdy z nas powinien ustalić swoje tempo, bo każdy ma to tempo inne.


Warto na sport w życiu patrzeć jak na proces, nie projekt. Projekty mają to do siebie, że się kończą, procesy trwają. W projekcie jesteśmy przedmiotem ( a tego człowiek nie lubi) w procesie podmiotem. Proces ma swoje cechy i właściwości- przede wszystkim TRWA, w procesie się zmieniamy, modyfikujemy, uczymy się i dojrzewamy. W procesie nie ustalamy końca. Jakbyśmy spojrzeli na życie szerzej, to przecież my sami takim procesem jesteśmy, a sport, a tym bardziej TRIATHLON może być pięknym towarzyszem tej naszej przygody.




Komentarze


bottom of page