Kobieta i triathlon amatorski . To temat który będzie rozwijał się bardzo przez kolejne lata.
Kobiety są imponujące. Silne, wytrzymałe, odporne na ból. Kobiet w sporcie jest coraz więcej. W sporcie amatorskim też, co cieszy. Kulturowo bowiem od lat już wielu wychodzimy z mitu, że sport jest dla mężczyzn. Jak i cała reszta, ale to na marginesie :-) Jakieś dzielne panie lat temu wiele nam to wywalczyły i chwała im za to.
A więc parę słów o połączeniu - kobieta i triathlon amatorski dzisiaj :-)
Ale! Jest jedno ale. Kobieta, to nie jest mały, słabszy mężczyzna, tylko organizm zupełnie inny biologicznie.
W tym wpisie, postaram się troszeczkę wspomóc wiedzę na temat biologii kobiet i tego, jak ona ma się do treningu, tak amatorskiego, jak i każdego innego. W prosty sposób i jak najkrócej.
Kobieta funkcjonuje biologicznie w cyklach. Zupełnie jak księżyc :-) To chyba każdy wie i dla nikogo nie jest to żadną zagadką. Skracając, upraszczając jak najbardziej mogę, podzielę cykl na dwie części. Tą fajną i tą mniej fajną, choć też fajną, ale inną.
Pierwsza faza cyklu charakteryzuje się tym, że możemy podczas niej zdobywać świat. Druga faza charakteryzuję się tym, że nam się nie chce i niechaj sobie jest jaki jest. I to jest biologia, a z biologią nie wygramy i z czasem pokaże nam to... sama biologia, w konsekwencjach zdrowotnych. Z naturą wygrać się nie da i prędzej czy później przypomni o sobie, chociażby spadkami parametrów krwi czy zanikami miesiączki [lub nieregularnymi miesiączkami]. Jeśli będziemy się przebijać i walczyć z naszą naturą konsekwencje mogą być różne i może być ich wiele.
Na przykład:
- problemy z zajściem w ciążę
- problemy z wagą [za mało, za dużo]
- problemy z parametrami krwi [anemia, niska ferrytyna]
- problemy z kośćmi
- kontuzje
- spadki odporności
- i wiele wiele innych
Jakby ktoś się chciał bardziej wgłębić w temat, polecam zapoznanie się z wiedzą na temat triady sportsmenek. Kiedy to się dzieje? Kiedy głowa bardziej chce, niż ciało może. I jasne, głowa może wszystko, pytanie o granice zdrowia w tym wszystkim, bo jeśli ją przekroczymy to zamiast trenować, będziemy leczyć.
W konsekwencji wyrzuci nas to ze sportu wcześniej czy później, a chcemy przecież trenować!
W tym miejscu koniecznie muszę polecić wykład na TEDzie o tym właśnie problemie:
Więc mamy cykl. Funkcjonujemy w cyklu i jakkolwiek chciałybyśmy coś tu zmienić to się nie da, bo cykl, to nasza biologia.
W pierwszej fazie rządzi estorgen i to on nas ciągnie do aktywności, w drugiej progrsteron i on nas wycisza. Są jeszcze typy, ale już tak daleko nie idziemy, jeśli jesteśmy w momencie kiedy jeszcze próbujemy przeoczyć fakt, że cykl mamy i trenujemy jak mężczyźni.
Co więc możemy zrobić, żeby współpracować z biologią a nie z nią walczyć?
Plan treningowy. Myśli o tym czy przypadkiem metodyka która jest uznana w sportach wytrzymałościowych za klasyczną, uznaną i skuteczną, jest rzeczywiście skuteczna w przypadku kobiet chodzi mi po głowie od dawna. Mamy klasycznie w mezocyklu trzy tygodnie ładujące i jeden odpoczynkowy. Są różne mezocykle, ale weźmy pod lupę ten podstawowy- 4 tygodnie i zadajmy sobie pytanie czy to aby na pewno się klei z cyklem miesięcznym kobiety. Czy przypadkiem mocne tygodnie w treningu pań nie powinny wpasowywać się w pierwszą fazę cyklu? Na przykład tak. Zostawiam to otwarte, na dzisiaj badań jest skrajnie mało.
Poza samym planem mamy kilka kwestii z którymi możemy się zwyczajnie, świadomie pogodzić i kilka nawyków, które możemy wprowadzić do życia codziennego.
Uznanie faktu, że organizm kobiet pracuje w cyklu. Tak zwyczajnie, wzięcie sobie do serca tego, że w drugiej fazie tętno może być wyższe, wyniki mogą być słabsze, motywacja może spadać, wody może być więcej, możemy mieć mniejszą odporność na ból i dać sobie przestrzeń do tego, żeby do tematu treningu podchodzić łagodniej [i nie chodzi mi o odpuszczanie treningu w ogóle]. Bierzemy to... i robimy swoje. Akceptacja jest kluczem.
Możemy więcej spać i lepiej jeść. Możemy podchodzić do siebie z większą czułością w procesie treningowym.
Możemy poprosić lub zmniejszyć obciążenie treningowe bez strachu o to, że "coś nam ucieknie", bo po drugiej fazie jest znowu pierwsza i tam będzie przestrzeń do tego, żeby popracować solidniej i mocniej.
Możemy dać sobie przestrzeń do relaksu i odpoczynku. Czasami dwie godziny w tygodniu robią wielką różnicę.
Możemy ustalić kalendarz startów tak, żeby starty przypadały na pierwszą fazę cyklu [mój stały numer ;-)]
Najważniejszym czynnikiem będzie tu świadomość, że jest tak, jak jest i nic nie da się z tym zrobić, a potem możemy kombinować jak ustawić do tego całą resztę.
Ten cały triathlon pięknie uczy nas walczyć, ale niewalka czasami jest ważną częścią walki, co wie każdy, kto uczył się lata trenować na niskim tlenie :-)
Comments